Maseczki karnawałowe
Dzisiaj #DzieńSingla. Z tej okazji dostałam w Pytanie na śniadanie – makijaż i fryzurę oraz kawę. Pyszną. Myślałam o niej od momentu, kiedy budzik zadzwonił, a ja nie bardzo zadowolona i średnio wyspana musiałam wstać i wyjść na nijakie 6 stopni ciepła, zachmurzenie duże, zima po polsku.... I zatłoczonym tramwajem (staram się być eko, kiedy mogę), w którym nie działał biletomat, dojechać na miejsce. Myślałam o tej kawie, żeby nie zapaść się w sobie. I kawa była. I pan od czesania i pani od makijażu. Oboje zrobili ze mnie coś, co dało się pokazać w telewizji.
Kiedy byłam dzieckiem – szkolnym, licealnym – ze względu na zawody rodziców sporo czasu spędzałam na planach filmowych i w telewizji. Później, na studiach, dorabiałam sobie w ten sposób do alimentów. A po studiach, kiedy pracowałam w miesięcznikach „Cinema” i „Film” też zaglądałam w miejsca, w których się kręci. Większość czasu byłam po drugiej stronie kamery. Po niewłaściwej, mógłby ktoś powiedzieć. Ale ja od czasu, kiedy przestałam marzyć o aktorstwie (dość szybko) uważałam, że to jest właśnie ta właściwa strona. Backstage. Background. Miejsca, w których jeszcze nie mamy masek lub już je zdejmujemy. Jak już przestałam chcieć być aktorką, chciałam być… bufetową w bufecie w telewizji. Taka to wie wszystko. I widzi wszystko. Ludzi w maskach i bez masek. Smutnych, złych, rozczarowanych, wesołych, dumnych, radosnych. Zimowych i wiosennych. Rannych i wieczornych. I słyszy wszystko. I nie musi grzebać, jak paparazzi po śmietnikach, żeby wiedzieć, kto co je i pije i z kim. I nie musi grzebać w duszy, jak psycholog, żeby wiedzieć, co w tych duszach jest. Piękna, pouczająca, inspirująca praca. Chyba.
Dzisiaj w bufecie nie byłam, ale charakteryzatornia to taki jakby bufet. Na fotelach odbywa się nakładanie masek, a przy okazji można pogadać. Albo posłuchać. Na przykład o niemowlaku w inkubatorze, który miał złamaną nóżkę (niemowlak, nie inkubator). Pielęgniarki zaklinały się, że od kopania w inkubator. I o panu, który spadł z konia, i któremu lekarze nie wygrzebali wszystkich kamyczków z rany, tylko jeden sobie tam został. Tematy były akurat medyczno-szpitalne, ale bywają też inne. Charakteryzatornia, jak bufet, to prawdziwe życie, z całą jego złożonością.
Na jodze też najważniejsze rzeczy dzieją się, kiedy już zdejmiemy maski albo zanim je założymy. Joga czasem maski brutalnie z nas zdziera. Im intensywniejsza praktyka (niekoniecznie pod względem kardio, dla każdego intensywność to trochę co innego…), tym szybciej te maski muszą pospadać. I wtedy dzieje się najciekawsze. Zarówno jako nauczycielka, jak i jako praktyczka, te momenty lubię najbardziej. Bez maski. Po właściwej stronie kamery. Wtedy więcej widzimy i więcej słyszymy, i te kamyczki z rany możemy powyciągać i swoje wewnętrzne dzieci z inkubatorów też.
Potem, oczywiście, przechodzimy na drugą stronę. To też ważne, bo w relacjach – nie tylko tych na Facebooku i Insta, ale i społecznych, maski są ważne. Ważne jest w jaki sposób prezentujemy siebie i wtedy drobny makijaż czy filtr nie zaszkodzi. Po pierwsze dlatego, że nie każdemu musimy pokazywać się bez maski, po drugie dlatego, że nie każdy chce nas bez maski widzieć. Maski to rodzaj języka, jakim porozumiewamy się z innymi. Te wszystkie „dziękuję” i „proszę” są ważne. I to, że pewne rzeczy warto przemilczeć, a inne powiedzieć. I że ciasto podaje się gościom na talerzykach, a nie prosto z brytfanki. I że uczniom pokazuje się nasz najbardziej poprawny trójkąt i mostek, a na randkę zakłada coś, w czym nam do twarzy. Maski jako takie są ok. Także maseczki nawilżające, przeciwzmarszczkowe, karnawałowe etc... Byle z nimi nie przesadzić, nie przeterminować się z noszeniem.
Ostatnio mam zajawkę na seriale i książki z autystycznymi bohaterami. Próbuję zrozumieć siebie, ale także to, jak mogą widzieć mnie inni. Oglądam „Niezwykłą prawniczkę Woo”. W świecie prawniczym (mało mi znanym) maski są na porządku dziennym. W autyzmie też. Osoby w spektrum noszą je, żeby porozumiewać się tym samym językiem co normalsi i zostać zrozumiani. Ale zbyt długie noszenie maski jest bardzo wyczerpujące. Trzeba po nim odpoczywać. Robiono takie badania na stewardesach, czyli personelu pokładowym… Ale autystów i prawników, i osoby z telewizji to też na pewno dotyczy. Maski trzeba nosić z umiarem. Przed kamerą, w kancelarii, w sądzie, a potem je zdjąć.
W tym „Pytaniu na śniadanie” opowiadałam o tym, jak joga może pomóc na ból głowy. Oczywiście, może. Tak jak na większość innych bóli. Od zbyt długiego noszenia maski boli głowa. Więc zdjęcie maski na jodze, na macie, pomaga. Naprawdę.