Lekcje jogi
Co dała mi joga?
Elastyczność. Ale i świadomości, że nie zawsze muszę z tej elastyczności skorzystać. Nie muszę być zawsze elastyczna. Czasem NIE warto robić szpagatu lub naginać się, tylko być sztywniakiem i obstawać przy swoim.
Siłę. I świadomość, że nie zawsze musze być silna. Czasem mogę być mięciutka jak (wegańskie) ciasto na babkę wielkanocną. I jak to ciasto dopasować się do foremki. Do kogoś, do czegoś. Albo się poddać. Czemu, nie?
Umiejętność obserwacji. A raczej – gotowość obserwacji. Zrobienia kroku w tył, by spojrzeć na całość z dystansu. Tak jak w galerii na obraz impresjonisty. Wtedy widać inaczej. Czasem wyraźniej. I widać też, że to, co powiedziałam, gdy byłam bliżej, teraz jest nieaktualne.
Pokora. Joga dała mi pokorę. Ostatnio zaliczyłam kolejną lekcję i zatkało mnie na chwilę. Ale na chwilę - dzięki temu, że to nie była, bynajmniej, jak śpiewał Młynarski, pierwsza lekcja pokory. Przyjęłam ją więc – tę lekcję - z pokorą. I z wdzięcznością, że powiększyła moją wiedzę o świecie.
Czy tego wszystkiego nauczyły mnie asany, które wykonywałam na macie? Tak, ale nie tylko. Asany dały mi przede wszystkim elastyczność, siłę i umiejętność obserwacji. I trochę pokory. Więcej pokory i więcej obserwacji dało mi bycie nauczycielką jogi.
To dopiero poszerza świadomość. Wypluwa z bańki.
Uczę w szkole jogi. Tam przychodzą rozmaite osoby, ale wszystkie po to, by praktykować jogę lub przynajmniej spróbować.
Uczę w szkole wyższej. Tam przychodzą studenci, bo są ciekawi jogi na żywo (jeśli praktykowali to, tak jak większość rzeczy w 2020, 2021 i czasem 2022 – online) i ciekawi w ogóle relacji na żywo. I dorosłego życia na żywo, bo dojrzewali przede wszystkim na Teamsach i Messengerze.
Mam prywatnych uczniów. I to z kolei ja przychodzę do nich. Do ich domów, kuchni, łazienki, ogrodu. Poznaję nie tylko ich ciała i głowy (trochę) ale – czasem - ich dzieci, partnerów, koty, wiewiórki, krokusy i półki z książkami. Wchodzę w ich świat. Wiadomo – bez butów, bo jestem joginką, ale jednak.
Uczę też na warsztatach tak zwanych klientów biznesowych. W firmie, w hotelu, w wynajętej sali. Czasem nie mają pojęcia o jodze, a właściwie wcale jej nie chcą, ale skoro już ktoś, a zwłaszcza szef im dał taki „prezent”…
Uczę też… długo by wymieniać.
Jak Alicja w Krainie Czarów, chodzę po różnych światach.
Czasem jestem w tym wszystkim nie tylko nauczycielką jogi i coacherką, ale także psycholożką, ogarniaczką życia i szklaną kulą. A czasem…. Hm… tak. Jestem też uczennicą. Bo dając lekcję, dostaję czasem takie lekcje, że aż strach. Albo nie strach – patrz początek tekstu.