Wiadomość dnia
W brytyjskich szkołach wprowadzono przedmiot mindfulness. Ekstra. A w Australii płoną lasy, kangury i misie koala. Nieekstra.
Wiadomości. Celebrytki internetu. Repostowane, lajkowane, dyzlajkowane, komentowane. I wzbudzające emocje. Cieszymy się z mindfulness w szkołach, martwimy misiami koala. Chyba. Bo właściwie, ani jedno ani drugie nie powinno nas cieszyć ani martwić. Każda wiadomość, jak kij w oko, ma dwie strony. Albo jak ośmiornica - osiem macek. Albo jak kameleon czy kubek termiczny -zmienia się w zależności od kontekstu.
Po co w szkole przedmiot mindfulness? Po to, żeby dzieci były mindful? To znaczy, że nie są. Szkoda. Przecież dzieciaki (i dorośli) powinni być mindful w szkole (w życiu) na wszystkich przedmiotach. Jeśli trzeba wprowadzać mindfulness jako kolejną kompetencję, kolejną rubryczkę w dzienniku i punkt na świadectwie, to chyba coś jest nie tak. Albo z nami, albo z mindfullness, które stało się towarem do sprzedania. Coś takiego jak kursy oddechu. Każdy umie oddychać. Ale można też pójść na kurs, żeby przekonać się czy się umie. Czy się nie oduczyło od momentu pierwszego oddechu. Czy można dostać cenzurkę poświadczającą, że się oddycha i robi to prawidłowo. Poświadczy to certyfikowany nauczyciel oddechu. A twoją uważność - certyfikowany nauczyciel mindfulness. Ten od dzieci pewnie jeszcze musi mieć certyfikat z pedagogiki.
A co z misiami? No ich dopiero szkoda. Bo ocieplenie klimatu, ludzka głupota, pazerność, konsumpcjonizm etc. sprowadzają śmierć i/lub cierpienie na niewinne, głupiutkie, upojone eukaliptusem koale, a poza tym kangury i inne gatunki zwierząt (oraz ludzi). A co ze zwierzętami, które niezależnie od ocieplenia klimatu, ale trochę w temacie głupoty, pazerności i konsumpcjonizmu, zostały zabite, upieczone, zgrillowane, usmażone (taki żart w stylu rodziny Addamsów…) i zjedzone? Podobno codziennie ginie ich więcej w rzeźniach, fermach, na polowaniach itp. niż w płonących dżunglach.
Wiem, nie sprawdziłam, ale wiem. Polegam na wiadomościach z internetu. Na obserwacji półek sklepowych, menu pyszne.pl i zawartości kosza „pana kanapki”.
Każda wiadomość jest dobra i zła jednocześnie. Czyli etycznie wymagająca. Każda wiadomość ma siłę wzbudzania uczuć. Może nas cieszyć, martwić, wkurzać, oburzać. Każde z tych uczuć ma siłę pobudzenia nas do działania. Możemy też działać po prostu, nie pobudzeni uczuciami, zdjęciem koali o poparzonych łapkach i dzieciaka, który z błogością na twarzy siedzi i medytuje. Działać niezależnie od ocieplenia klimatu i konsumpcjonizmu. Ale, oczywiście, z uczuciami jest łatwiej. W afekcie. Tak jak kamikaze z „Psów 3”, którzy zachowali się może nieracjonalnie, może okrutnie, ale w imię jakichś zasad. I pod wpływem silnych emocji.
Buddyzm mówi o dwóch strzałach. Pierwsza strzała wbija się w nas, gdy dostajemy jakąś informację: o koali, o mindfulness, o tym, że zaginął syn i są grube pieniądze do zarobienia. Drugą strzałę możemy wbić sobie sami naszą reakcją na tę wiadomość. Zmartwić, przekląć, chwycić za broń, albo przeciwnie - odłożyć widelec.
Od nas zależy, czy i na jakie barykady ruszymy pod wpływem newsów. Czy zmienimy nawyk, wpłacimy datek, dokonamy innego wyboru. Czy poczujemy się ekstra z tym, że mindfulness w szkołach, czy nieekstra z osieroconym misiem koala o zadymionym futerko. Nius to tylko nius. Nie mniej, nie więcej. Ma dwa końce albo osiem, albo wiele odcieni - jak kubek termiczny i kameleon.
Od nas też zależy, ile tych odcieni zobaczymy i ile niusów zaabsorbujemy. I ile strzał sobie wbijemy potem. Pożar w Australii podobno już ogarnięty i możliwe, że zaraz zostaniemy z adoptowanym koalą jak Himilsbach z angielskim, i zapomnimy po co właściwie się tak denerwowaliśmy. Ale możemy też dać się zainspirować do czegoś. I potem mówić: „Od czasu pożarów w Australii, nie...”
Każdy nius może (nie musi) być inspiracją. Od ciebie zależy, co z nim zrobisz, w którym miejscu skrolowania się zatrzymasz i co zrobisz, gdy odwrócisz wzrok od komputera.
dopuścimy do siebie. Ja akurat kocham Facebooka i nie mam nic przeciwko wiadomościom wyskrolowanym do dna. Skroluję, czytam, oglądam, zamykam. Czasem przekieruje mnie na inne portale, filmy, gazety online, blogi. Czasem spędzam z nimi 5 minut, czasem godziny. Mam poczucie, że jestem na bieżąco. Że to jest, jak kiedyś mówiono o telewizorze - moje okno na świat. Nie na świat prawdziwy, ale na świat ludzkich uczuć, debat i działań. Nie jestem na bieżąco z tym, co się dzieje na świecie, ale z tym, co ludzie myślą, że się dzieje na świecie i co jest dla nich headlinem numer jeden, a co numer dwa. A to krokodyle obdzierane za skóry żywcem dla torebek Louis Vuitton, a to dramat słomek plastikowych, a to „Psy 3”, odgrzebany cytat Marka Twaina, smog, biały cukier, który podobno jest wybielany kośćmi zwierzątj.
Te wiadomości zapełniają mi mózg, zabierają moją uwagę (moje mindfulness) i czas. Ale to moja decyzja, ile sobie tego mózgu dam zapełnić, ile czasu zabrać. To również moja decyzja, jak odczytam niusa, ile strzał sobie wbiję i jaką tarczą zasłonię. Czy przeczytam ze zrozumieniem. Czy pomedytuję rano, zrezygnuję z konfitury słodzonej cukrem i adoptuję koalę. Nius to nius. Moja reakcja na nius, to moje życie, moje wcielenie, moja karma, moja praktyka.