O historii, co zatacza koło
Moonday. Dzień księżycowy. Tradycyjnie nie praktykujemy wtedy asan. Tradycyjnie, czyli w tradycji ashtanga jogi. A jeśli już, to delikatnie, symbolicznie. Niestety, wiąże się z tym coś innego, dość okropnego. Ten dzień trzeba (a przynajmniej taka jest sugestia) poświęcić na wgląd w siebie.
Medytację, reset priorytetów, refleksję, co się wydarzyło od ostatniego moonday i jaki miałam/miałem na to wpływ oraz – co dalej. Na co skierować swoje drishti? I co mogę zrobić, by w następny moonday być bliżej miejsca, w którym chcę być.
Dokładnie pamiętam ostatni moonday. To był poniedziałek 3. sierpnia. Spędziłam go w Wilnie. Takie mikrowakacje, last minut przed ewentualnym kolejnym lockdownem (żeby było co wspominać) i powrót do korzeni. W Wilnie urodził się mój tata w burzliwych (dla Wilna) latach 20. Tam byłam też jako nastolatka w burzliwych (dla Europy) latach 80. A konkretnie w 1988. Blok wschodni resetował wtedy swoje priorytety i postanowił coś ze sobą zrobić. A ja byłam chwilę przed 18 urodzinami. I też resetowałam priorytety.
Co się zdarzyło od tamtego moonday? Od moonday 1923 – dużo. Od moonday 1988 - też dużo. Ale, jak się okazuje (ktoś jest zaskoczony?) to neverending story z tymi moondaysami. Znowu jesteśmy nie w tym miejscu, w którym chcielibyśmy być. Znów machamy flagami, chcemy rozbierać mury, kłócimy się o pieniądze a drishti nie wiemy, na co skierować, bo tyle tego jest.
Co ja zrobiłam od mojego moonday 1988? Dużo. Dokładnie pamiętam swoje drishti z tamtego czasu i prawie doszłam, gdzie chciałam, ale prawie – od lat jestem prawie, ale niedokładnie w tym miejscu w którym chciałabym być. I prawie, ale tylko prawie, nadążam za zmieniającym się światem, zmieniającą się Europą.
Co zrobiłam od 3 sierpnia? Coś zrobiłam. I coś jeszcze zrobię.
Pamiętam rozmowę z Reginą Brett, o pisaniu dzienniku. O tym, że taki dziennik pozwala wytropić nasze paterny (no dobra, wzorce) i koleiny. Nasze ścieżki wydeptane w zbożu, wyślizgane w mózgu. Jeśli w twoim dzienniku przez całe tygodnie, miesiące, lata, powtarzają się te same zdania, a przede te same smutki, pretensje i narzekania albo te same marzenia, czas zmienić strategię. Jeśli w każdy moonday (uświadomiony lub nie) marudzisz na to samo lub wizualizujesz sobie to samo – to sprawdź, czy twoja strategia działania jest dobra.
To nie jest źle, że ciągle do czegoś dążymy, że ciągle mamy coś do zrobienia. Tak to jest z moondaysami – neverending story. Ale jeśli ciągle dążymy do tego samego i nadal to coś zaledwie majaczy na horyzoncie? To może nie tymi flagami machamy, nie te mury rozbieramy, walczymy nie z tym, z czym powinniśmy walczyć i nie z tymi, z którymi powinniśmy stać po jednej stronie barykady. I już.
Kończę kawę i z zaczynam rozumieć, po co był ten post. I co mogę zrobić, żeby nie tylko dzisiaj być w miejscu, w którym chciałam się znaleźć, ale też za dwa tygodnie. Kolejny moonday w środę – 2 września. Do zo.