Czy chodzisz do szkoły jogi czy do studia jogi? A może w ogóle nie chodzisz nigdzie tylko rozkładasz matę w domu i praktykujesz samodzielnie? Dlaczego pytam? Bo od tego zależy, jaki jest twój stosunek do nauczycielki/nauczyciela jogi. Do guru.
Nie, to nie jest test w stylu: powiedz mi, jak zamykasz drzwi, a powiem ci kim jestem. Tak testowały nas siostry zakonne w liceum, do którego chodziłam. Drzwi oczywiście należało zamykać bezszelestnie. Jak któraś z nas nie uważała, albo co gorsza, uważała i uważała, że należy wyjść/wybiec trzaskając drzwiami, to diagnoza mogła być druzgocząca. Ja diagnoz nie stawiam. Stawiam pytanie. Do refleksji.
Zauważyłaś/zauważyłeś, że niektóre miejsca do jogi nazywają się „szkoła”, a inne nie? W szkole się człowiek uczy. Takie jest założenie. W szkole pracują nauczyciele. Może nawet są jasno określone poziomy i system ocen. A nawet jeśli nie, jeśli każde zajęcia są „open”, i tak cel jest edukacyjny. W studiu się po prostu jest, robi jogę.
Oczywiście, w takim szerszym wymiarze, nie można się nie uczyć. Wszędzie się uczymy, nie tylko w szkole. I wszyscy nas czegoś uczą, czy nazywają się nauczycielami czy nie. A jednak chodzi o intencję. Czy zamierzasz się uczyć? Czy tylko pozwalasz, by się działo?
Niezależnie od tego, jaką ja mam intencję (Czy chcę zdać do następnej klasy na jodze i z jakimi ocenami), jest to dla mnie poważna rozkmina jako dla nauczycielki. Żeby wyczuć intencje osób, które przychodzą na moje zajęcia. Czy chcą poszerzyć wiedzę czy tylko pobyć w sali, na macie, w swoim ciele i żeby świat dał im na chwilę spokój. A ja? Czy mam poprawiać, tłumaczyć czy dać spokój? Niewiele jest sytuacji na zajęciach jogi, kiedy można zrobić sobie krzywdę, więc ingerować rzadko muszę. Ale często mogłabym…
Nie zawsze też wiem, czy osoba jogująca chce robić postępy. Takie widoczne. W sensie – tu objąć, tam złapać i opanować kolejną asanę, do tej pory niedostępną. A może chce tylko zachować, to co ma? Bo może nie ma co cisnąć? Mówi się, że joga nie lubi rywalizacji. Że nie o postępy i zewnętrzną formę chodzi. I żeby się nie porównywać, nawet do siebie z wczoraj i przedwczoraj. A jednak… ochota na więcej, więcej siły elastyczności, kolejny stopień wtajemniczenia, daje nam energię. Pozwala wierzyć we własną skuteczność, a to, jak wiedzą i głoszą psychologowie, przeciwdziała marazmowi. W jodze się jednak robi. Owszem, nie przywiązuje do efektów działania, ale działa…
Hm…
Ten tekst nie będzie miał pointy. Zostanie pytaniem.
Ja chodzę do szkoły jogi. I chcę więcej. Więcej wiedzieć, dalej sięgnąć, dłużej wytrzymać. A ty?