Latające konie
Z osobą, która ma zdrowe poczucie własnej wartości, czuję się bezpiecznie. Wiem, że nic mi przy niej nie grozi. Nawet jeśli tą osobą jest koń. Latający koń. A co dopiero człowiek.
Taka myśl przyszła do w Maroku. Od dwóch lat jeżdżę tam regularnie na rajdy konne.
Jest odlotowo. Czasem dosłownie, bo konie prawie latają w grandgalopach na plaży czy pustyni. Ale oprócz tych dzikich galopów są też ostrożne wyprawy po górach Atlas, wspinanie się na wydmy Sahary, slalomy miedzy drzewami arganowymi, wspólne pławienie się w morzu czy coś, co nazywamy „wieczornym prysznicem” - koń pod koniec dnia, po zdjęciu z niego siodła, tarza się w piasku. Jeździec nie. Jeździec patrzy. Jeździec wejdzie pod prysznic później, albo obleje się kubkiem wody, bo na te prysznice w Maroku czasem nieurodzaj.
Wracając do poczucia bezpieczeństwa. Jeżdżę konno od bardzo dawna. W listopadzie minie 30 lat. Pracowałam przy koniach, startowałam w zawodach, byłam luzakiem, miałam swojego konia, uczyłam na nim jeździć swoje dzieci, a potem patrzyłam jak inni uczą moje dzieci. Czyli - generalnie się z końmi czuję bezpiecznie. Ale nawet teraz - czasami, rzadko, ale jednak - nieswojo. Bo jest jeszcze drugi element tej układanki. Koń. Zdarza mi się stracić święty spokój zen, nie rozumieć albo czuć się niezrozumianą, a nawet wpaść w panikę. No ale z ludźmi przebywam/przyjaźnię się/pracuję jeszcze dłużej, a w ich obecności regularnie tracę zen, kontakt czy poczucie bezpieczeństwa. Bo jest jeszcze drugi element tej układanki - człowiek.
W Maroku konie, na których jeżdżę, to ogiery o korzeniach arabskich i berberyjskich, więc dość wrażliwe, nieokrzesane i dysponujące własnym zdaniem. W ogóle mi to nie przeszkadza. Bo mają zdrowe poczucie własnej wartości, a nie przerost lub niedorozwój ego. Mają instynkt samozachowawczy, który przeprowadza je miękko przez te góry, wody i piaski. Siłę, dzięki której bez specjalnego zmęczenia po sześć i więcej godzin dziennie noszą na grzbiecie, siodło, człowieka, sakwy wypełnione butelką wody i lunchem. I kremem z filtrem 50+.
Choć to ogiery i krąży w nich testosteron, nie czują potrzeby, by dominować wśród ludzi, a w swoim towarzystwie mają to już poukładane. Nie mają też kompleksów, które kazałyby im reagować agresją, gdy zwęszą krytykę. Nie próbują niczego mnie, sobie, innym koniom udowadniać, brać udział w wyimaginowym konkursie na najlepszego ogiera wszech czasów czy robić one-horse-show.
Czuję się z nimi bezpiecznie i bez zbędnego lęku w tym roku pojechałam na rajd z 14-letnią córką. Powierzyłam ją „w ręce” takiego pewnego siebie ogiera. Wiedziałam, że nic jej nie grozi, bo on nie będzie próbował się odgryźć na niej za nieprzerobione traumy z dzieciństwa, mścić za to, co wcześniej wyrządziły mu inne kobiety, ani przekonać, że one jest The Best. Po prostu spędzili razem czas.
Ludzie nie pamiętają, jakim jesteś człowiekiem, pamiętają, jak się czujesz w ich towarzystwie. Podobno. Na zajęciach jogi (jako uczennica) raz czułam się nieswojo. Kiedy nauczycielka, z dużym stażem i regularną własną praktyką, ale niepewna siebie wpadała często w słowotok - między asanami, więc połowę zajęć spędziliśmy siedząc, bo nie chcieliśmy jej przerywać. Potem proponowała asanę, ale pytała się, czy to OK, a czasem nawet dawała nam wybór. Dziwne to były zajęcia, bo w tej wartościowej, ale pełnej kompleksów i lęków kobiecie, nie znajdowałam oparcia. A ona przecież miała być, choćby na te 90 minut, moim guru.
Ludzie nie pamiętają, jakim jesteś człowiekiem, pamiętają, jak się czujesz w ich towarzystwie. Podobno. To daje mi motywację, żeby pracować nad stabilizacją mojego poczucia własnej wartości. A gdy przeżywam jakieś tąpnięcie, nie okazywać tego innym poprzez agresję, słowotok, pytania retoryczne, one-woman-show. Chcę, żeby inni czuli się bezpiecznie przy mnie. I ja chcę się czuć bezpiecznie przy sobie samej, bo gdy jestem niepewna siebie, do różnych niebezpiecznych dla siebie i środowiska czynów jestem zdolna. To już wiem. I to jest właśnie sensowny argument, żeby ani nie przekarmić, ani nie zagłodzi swojego ego. Znaleźć balans między asertywnością a pokorą. Być pewna swoich kompetencji, a jeśli zdarzy się niepewność - po prostu nad nimi pracować, rozwijać się, uczyć.