To zależy
W filmie „Jabłka Adama” bohaterowie mają dziecko. Dziecko z zespołem Downa. I planują przeprowadzkę do Mongolii. Po to, by dzieciak nie czuł się inny i dorastał wśród osób podobnych do siebie przynajmniej fizycznie. Podróże kształcą. To wyświechtana prawda, która przypomniała mi się w Barcelonie. Kształcą i tych, którzy są zwolennikami zwiedzania muzeów i katedr i tych, którzy są zwolennikami zanurzania się w kulturze albo poznawania tak zwanych „lokalesów”. Piszę tak zwanych, bo myślę, że w dzisiejszej globalnej rzeczywistości lokalesów już nie ma. Są chwilowi lokalesi, czyli nomadzi albo lokalesi permanentni, którzy są permanentni ze względu na sytuację ekonomiczną na ogół, ale i tak mniej są lokalesami a bardziej atrakcją turystyczne. I ci z Barcelony (którzy przecież nie są z Barcelony) czy z Londynu czy Nowego Jorku, i ci ze slumsów w Warnie czy na wybrzeżu Sri Lanki już tak naprawdę przestali być lokalni. Korzystają z możliwości przemieszczania się albo z możliwości jakie dają im ludzie, którzy się przemieszczają i chcą ich poznać. O tym, że ich naprawdę poznają raczej nie ma mowy, ale… poznają przynajmniej siebie trochę. I to dlatego podróże kształcą. Przez zmianę kontekstu. Wyjeżdżając gdziekolwiek - niekoniecznie daleko, czasem wystarczą dwa przystanki tramwajem, wstawiam siebie w inny kontekst, w inną scenerię, w inne ustawienie nibyHellingerowskie. W każdym z tych kontekstów mogę poznawać siebie z innej strony. Jak Guliwer. Jestem mała wśród dużych, duża wśród małych, a przecież tak naprawdę ani jedno ani drugie. Klimat, obyczaje, kuchnia, ludzie, zasady panujące w innej szkole jogi, nawet jeśli to szkoła ashtangi - sprawiają, że poznaję siebie w innym kontekście. W innym niż codziennym. Nagle mogę zobaczyć, czy to co o sobie myślałam - mała, duża, bystra, głupia, młoda, stara, elastyczna czy twarda jak Pinokio, klasa średnia czy uboga, wyluzowana czy konserwatywna, czy to wszystko prawda. Jasne, że nie. Jasne, że „to zależy”. I dlatego warto wyjeżdżać. Żeby oglądać się w różnych lustrach z różnych stron. Żeby przypominać sobie, że „to zależy”. Że żadne lustro nie odzwierciedla superdokładnie. I że…w razie czego… można do Mongolii. Nie po to, by uciec od obrazu, który nam się nie podoba, ale by zmienić kontekst.