Wojna i pokój
- Nie chodzi o to, żebyśmy wygrali wojnę, tylko żeby się skończyła - mówi Lawson w filmie „Kapitan Marvel”. Tak, chodzę na takie filmy. Z dziećmi. Ale też dlatego, że lubię. Jestem ich ciekawa, wiele można się nauczyć z amerykańskiej popkultury. O Ameryce, o kulturze, o ludziach z pokolenia X, Y czy Z (to naprawdę koniec alfabetu?), o momencie, w jakim znalazł się świat. No i o momencie, w którym ja się znalazłam.
I to chyba jest właśnie ten moment. Albo zaraz będzie. Nie chodzi o to, by wygrać, ale by przestać walczyć. Co najmniej. A najlepiej: przestać grać. Nie wygrać z rakiem (ostatnio modny w moim środowisku temat), ale by przestać się nim zajmować. Zakończyć ten epizod. Nie wygrać sprawy rozwodowej, maratonu o awans, walki z działem reklamy ale również… zamknąć temat. Żeby go nie było tego tematu. Nie: wycofać się z gry i nie trzasnąć drzwiami lub planszą, lecz świadomie pochować pionki, kostki i regulaminy, które zawsze są dostępne na stronie internetowej.
Wojna to ofiary. Płynie krew czerwona lub niebieska (jak w „Kapitan Marvel”). Gra to wygrani i przegrani. Płyną łzy - pamiętam „Chińczyka” z dzieciństwa, zawsze płakałam… Pamiętam też piosenkę Abby „The winner takes it all”, przy której też czasami płakałam. Wtedy, gdy miałam lat niewielenaście i zakończył się mój pierwszy, powiedzmy, że poważny związek. Ale też potem. „The winner takes it all” - wracało, wywołując dziwne łaskotki w okolicy czakry serca. Dobra piosenka dla porzuconych, dobra piosenka dla zwyciężonych. Dobra dla walczących, dobra dla grających.
Aż pewnego dnia, całkiem niedawno, po raz pierwszy w życiu, słuchając jej pomyślałam, że to ja jestem „winner” i naprawdę wzięłam wszystko. Jestę zwycięscą. Nie była to myśl z serii wykoncypowanych na terapii, ale spontaniczna. Moment olśnienia, radości, „eureka”, albo raczej jak w memie z FB o naukowcach-odkrywcach „q… nie ogarniam!”. Eureka jednak tylko w sensie, że jeden stopień wyżej. Że ogień, a nie kuchenka indukcyjna. Bo wyżej na drabinie stoi kapitan Marvel, która wojnę kończy, a nie wygrywa. Kapitan Marvel, która nie dzieli świata na winnerów i loserów. A jeszcze wyżej, być może, albo przynajmniej na tym samym poziomie, jest ktoś, kto w ogóle jej (tej wojny, gry) nie zaczyna, więc nie traci, ani nie straca.
Rak, nowotwór, śmiertelna choroba, jak zwał, tak zwał, to jeden z ważnych ostatnio towarzysko tematów. Ale drugiem są relacje. I gra, o której napisał mój ulubiony Jarek Gibas w najnowszym numerze „Psychologii” Newsweeka. Nosi roboczy tytuł „Gdyby ci na mnie zależało”. Bierzemy w niej udział świadomie, albo nieświadomie i nie wiadomo, co gorsze. Szantażujemy innych emocjonalnie i dajemy się szantażować. I znów nie wiadomo, co gorsze. Artykułu streszczać nie będę, zachęcam do przeczytania wszystkich, których wzrusza „The winner takes it all”, „Kapitan Marvel” i w ogóle cokolwiek jeszcze wzrusza. Jarek radzi w nim, by zająć się rozpraszaniem mgły, w jakiej być może poruszamy się w związku. Po angielsku FOG. Skrót od fear, obligation, guilt. Jeśli w relacji (jakiejkolwiek, nie tylko z partnerem, ale też rodzicem, dzieckiem, szefem, przyjacielem) pewne działania obliczone są na wywołanie strachu, poczucia obowiązku albo poczucia winy, to czas przewietrzyć relację. Wpuścić w nią trochę świeżego powietrza. Przestać grać. Nie krwawić ani na czerwono ani na niebiesko, ani ran nie zadawać.
Jasne, nie jesteśmy odpowiedzialni za uczucia innych. Powtarzałam sobie to sama jak mantrę, kiedy pakowałam się w mój obecny związek i okropnie się bałam. Nie jesteśmy. Ale nie da się ukryć, że nasze działania jakieś tam uczucia jednak wywołują i że mniej więcej wiemy, jakie mogą wywołać. Strach, poczucie obowiązku, poczucie winy. Albo zupełnie inne: zachwyt, podziw, zazdrość, smutek, satysfakcję, poczucie wygranej lub przegranej. To na tym fakcie zbierają kasę na waciki filmy w stylu „Kapitan”, ale też my sami, nie oszukujmy się, gromadzimy w ten sposób różne dobra. Te dobra nie są dobre, tak generalnie, w większym wymiarze. Więc zamiast marzyć o podium, o wacikach, ja teraz staram się utrzymywać czystość powietrza. Rozpraszać mgłę na bieżąco. Takie moje postanowienie noworoczne z okazji urodzin i nowego roku życia.